— Dajcieno Icku, tylko téj, co z Bębnowa....
— Dawaj Icku, niewiaro, słyszysz! — wtorował Mrozowiczanin.
— Bo to ja do Mrozowicy jadę umyślnie — rzekł zbliżając się i na ławie siadając Jermoła.
— A! a! weźcież ze dwa kije, i pozaszywajcie kieszenie, bo tam rozbójnicy i złodzieje....
— A! co gadacie?
— Zapytajcie tych, co tam byli: żywéj duszy poczciwéj.
— A garncarze?
— A, to najgorsze paskudztwo.
— Patrzcie, a tom się dobrze wybrał.
— A po co?
— Długoby gadać, a mało słuchać.
— I nie ma po co jechać — rzekł chłopak — chcecie co kupić popękanego, to ruszajcie.
— Ale gdzietam, mnie nie o to chodzi...
— Powiedźcież o co?
— Ale bo to... — skrobiąc się po głowie wybąknął Jermoła.
Chwedko, który się wódką dobrze pokrzepił, przerwał mowę i postanowił służyć za tłuma-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/220
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.