Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i żwawy targ na wszelkiego rodzaju produkta, a raz w rok w dzień odpustu lub prażniku, to jarmark całą gębą. Wówczas i markietani we trzy lub cztery powózki przyjeżdżają i buty stawiają na placu, i żyd czapnik na wysokich żerdziach rozwiesza przy ścianie swe ponętne wyroby, i cygan konował, i szejne katarynka, i towarzystwo ogromne. Zjeżdżają się wszyscy dobrodzieje z żonami z sąsiednich parafii, wszyscy ekonomowie i pisarze, szlachta czynszowa, i wieśniacy co jakiś towar niezwyczajny, jak np. skóry, wełnę, sukno, płótno i t. p. mają do zbycia. Aż pociecha patrzéć, aż miło słuchać co to tam za gwar, rwetes, jakie wre życie potężne. W rynku co chwila ktoś dobija targu i idą do karczmy zapijać mohorycz; a tu baby z cebulą, czosnkiem i tytuniem, z krasnemi pasami i zapaskami strach co zbierają groszaków. Nazajutrz po jarmarku, ba! nawet do piérwszego ulewnego deszczu, który te ślady spłucze, poznasz jedném wejrzeniem na placyk co się na nim działo; niekiedy nawet krwawe zarzniętych kóz i baranów pobojowiska, straszniej-