Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mu żydzi w miasteczku za garnki zawinili i kazali po jarmarku przyjść po pieniądze; że musi pójść długi odbiérać, więc może kilka dni zabawi, przestrzegając, żeby pod jego niebytność domu pilnowali i wzięli się do roboty, a rzece i lasom dali pokój.
— A to wy pieszkiem iść myślicie? — zapytał Radionek....
— A cóż? wszakci konno nie pojadę? — żartując odparł stary.
— Alebyście sobie wóz nająć mogli?
— E! pożal się Boże! Koni u nas we wsi nie ma prócz Chwedkowéj kobyły, któréj się nie doprosić; a wołami jechać, to lepiéj już iść piechotą. Przytém nogi zaklękają ustawicznie siedząc, trochę się człek rozprostuje.
Stary nie liczył lat swoich, a siedzeniu tylko przypisywał osłabienie nóg, które było skutkiem wieku. Żal mu było grosza wydać, bo od czasu jak się im cokolwiek lepiéj wiodło, składał dla Radionka co mógł, żeby na czarną godzinę nie zostawić go bez zapasu. Wolałby był