pokojem napełniając dom ten nieszczęsny, w którym nikt od niego wolnym nie był: syn nawet, poddany ojcu, przybity, Jan Drużyna siedział u łoża chorego, straciwszy nawet ochotę do życia.
Rotmistrz znowu srogi władzca dla swoich, obcym wydawał się najmilszym w świecie człowiekiem: w istocie innym był całkiem dla świata, innym dla domowników i rodziny. Dla gości uprzejmy nad wyraz, uczynny dla sąsiadów, wylany dla biédnych; przemawiał słodko, żartował, uśmiechał się, przysługi robił, i kto go nie znał, zdaleka zaledwie mógł wierzyć, żeby stary wojak takim był tyranem. Zapewne choroba nieznośna, męczarnia ślepoty, boleści i nocy bezsenne tak zgryźliwym i przykrym uczyniły jego charakter; serce widać zostało nienadwerężone, choć się niém ze swemi nie dzielił przez jakiś dziwny system surowości. Przesadzone pojęcie karności wojskowéj i potrzeby silnéj ręki w rządzeniu domem i gospodarstwem, przyczyniały się do utrwalenia tego despotyzmu. U łoża starca dwie istoty: syn Jan i ku-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/149
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.