Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tach dziecka i niegodziwości żydówki, jéj nierozumie, uporze i szkaradnych nałogach, jakich w obcowaniu karczemném nabrała.
Tak upłynął piérwszy ranek ojcowstwa biédnego Jermoły.




Dziwne są czasem przeznaczenia człowieka! Lata mu płyną nadaremnie w oczekiwaniu jakiéjś jednéj chwili, która wszystkie jego siły w czyn i działanie wprowadza: zdaje się, że przespał wiek, by się dopiéro w danéj przebudzić godzinie. Położenie nowe wywołuje zeń uczucia mu nieznane, otwiera serce, rozjaśnia głowę, i z bezczynnego przetwarza na niezmordowanego w pracy.
Tak właśnie stało się z Jermołą, który ożył dziécięciem, i z podziwieniem kozaczychy, całéj wioski, wszystkich co go znali wprzódy, nietylko wybornie sobie rady dawał z wychowaniem niemowlęcia, ale przerobił się na innego wcale człowieka. Znano go jako jednę z najobojętniejszych na wszystko istot na świecie: