Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/349

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

341
JASEŁKA.

serce matki, pracę, spokój, siły, swobodę; a że nie mam pieszczot życia — czyż serce żałobne nie wzdrygnęłoby się na nie? czyż dotknięcie ust jéj nie starłoby mi z nich niebiańskiego pocałunku tego dziecięcia? czyżby nie było męczarnią, przypomnieniem, zgryzotą? Jeśli się podobało Bogu odjąć mi nadzieję, czyż nie powinienem przyjąć wyroku, posłuszny?
Matka nie nalegała już więcéj.
— Wierz mi, rzekła tylko: chciałabym widzieć cię szczęśliwym; chciałabym, aby prócz nas dwojga, nowego coś odżywiło te stare mury tak posępne, na których nadzieja żadna nie rośnie. Może szczebiot płochy dziecięcia, może uśmiech młodéj kobiety, związałby nas z ludźmi i społecznością, od któréj losy oboje nas odcięły.
— Żyjmy pustelnikami, kiedyśmy na pustelnię skazani, odparł syn, całując ją w rękę. Mamy dzieci tych, którzy ojca i matki nie mają: tych nam będzie dosyć.


Marszałkowstwo hrabiego Rajmunda rozpoczęło się pod bardzo szczęśliwą wróżbą. Przez kilka tygodni po wielkim inauguracyjnym obiedzie, był to w święcie i powiecie najpopularniejszy człowiek. Starzy ludzie dziwili się niezmiernie, że mu tak łatwo przyszło pozyskać sobie serca obywatelskie, gdy cały wiek pracując, z żelazem i drzewem tak źle sobie dawał rady.
Ale nie ma nic na świecie trwałego, i hrabia smutnie tego musiał doświadczyć.
Trafiło się, że szlachcicowi bratu odmówił na proś-