Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/285

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

277
JASEŁKA.

Im się jéj to więcéj udawało, tem Aneta goręcéj podwajała usiłowania.
Hrabia odjechał nieco wcześniéj. Popatrzał na córkę, na żonę, przemówił zaledwie słów kilka, zimno bardzo i z góry przyjął pannę Izabellę, a wreszcie zawinąwszy się, powrócił do domu.
Lola po odjeździe gości wróciła do swojego pokoiku ze wzrosłą gorączką, i doktor musiał użyć silnych środków, aby ją do normalniejszego stanu uspokojenia przyprowadzić.
Oczekiwanie odpowiedzi, która nie nadchodziła, przyczyniało się wielce do tego rozdrażnienia. Dzień za dniem uchodził próżno, listu widać nie było. Lola nie wiedziała kogo obwiniać: czy obojętność Jerzego, czy jakieś nieodgadnione przeszkody, które na drodze pismo gdzieś wstrzymać mogły. Słowa Anety rzucone jakoś niebacznie, podwójnie teraz na nią działały: coraz więcéj dawała im wiary, widząc jak się iściło wszystko, co jéj przepowiadała.
Dla lekarza, dla matki nie było już wątpliwości, że Lola jest zagrożona chorobą niebezpieczną, która z razu objawiała się tylko jako daleka groźba, a teraz codzień przybierała wydatniejszy, silniejszy charakter. Matka jednak nie śmiała pierwsza mówić o tém lekarzowi, a lekarz nie chciał przestraszać matki. Myślano, że symptomata te przejść mogą, że zdrowie sama natura przywróci.
Ale gorączka rozwijała się coraz uparciéj, trwając dni i noce, coraz silniéj paląc usta i twarz... Środki materyalne, użyte do powściągnienia jéj, okazywały się zupełnie bezskutecznemi.
Matka modlić się tylko mogła; doktor zrobiwszy