wyjednali, zawsze nad nimi ciężyć będzie niebłogosławieństwo...
— Pani! ludzie szafują tą groźbą, Bóg nie rzuca przeklęctwa na niewinnych... Cóż oni winni?
— Tak, oni niewinni; los, wypadki, może niepatrzność moja, ślepota, pobłażanie; zresztą ja już nie wiem sama... to jak piorun spadło na mnie...
— Jerzy nie przeżyje rozdziału! zawołała panna Moroszówna. Gdybyś go pani widziała! to biedne dziecko kocha całą siłą duszy!
— A! pani! gdybyś ją zobaczyła! Piękny mój świeży kwiatek, jak wiądł, jak się pochylił, jak we łzach się roztopił! Mnie, patrząc na nią, trwoga i rozpacz ogarnia: ona codzień niknie w oczach. Szczebiotliwa pieszczotka moja stała się milczącą, płaczliwą, tęskną, ponurą; widzę, jak życie z niéj ucieka... a ja ją mam jedną! na święcie ona tylko i w niéj wszystko moje!
— I ja mam jego jednego, odparła Moroszówna.
— Radźmy...
— Radźmy, pani, i miejmy dość męztwa, by ich ratować...
— Ale nadewszystko, przerwała hrabina, cicho! nie mówmy nic, nie dawajmy nadziei, którąby potém ciężko odbierać przyszło... Ja znam mojego męża, on człowiek niezłomny, on nie zgodzi się nigdy!
— Nie możeż się to stać bez niego?
Wejście Loli wnet przerwało naradę. Hrabina dała potajemnie znak pannie Izabelli, która go doskonale zrozumiała, i poczęły zimną, ceremonialną znowu rozmowę.
Lola, na którą pierwszy raz wejrzała nowo przybyła zabierając z nią znajomość, była w istocie nie do poznania zmieniona. Biała jak marmur, blada, spo-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/282
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
274
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.