Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

267
JASEŁKA.

na siano, które mu posłano w kącie; a że chmury już oblegały mózg, wnet kilka słów ledwie wybełkotawszy, począł usypiać.
— Lacyna górą! Lacyna i Zawisza! Panno Petronello, mam serce gorące! Daj Pawle tabaki! Do pana dobrodzieja, expresse, jamajka!...
Daléj nastąpiło niewyraźne mruczenie, bełkotanie, uśmiechy, i regentowicz oddał ducha, a Maks poglądając na niego i widząc w jak niewygodném położeniu się znajduje, gdyż nogi miał na poduszce a głowę na podłodze, zawołał Zuzi, aby mu pomogła lepiéj go ułożyć w pościeli.
Z niezmierną troskliwością chodził około niego, rozebrał go nawet, porozpinał, aby się nie dusił, dopilnował położenia, okrył, schował mu sakiewkę i papiery pod poduszkę, a potém wyniósł się cicho z izdebki, gasząc światło, aby nic poczciwemu Lacynie nie przerwało tak potrzebnego spoczynku.
W godzinę jakoś potém, Maks rzeźwy i wesół był już na drodze do domu, gdzie zastał półkownikową jeszcze na niego oczekującą, za co ją czule zgromił, że nie szanuje swojego drogiego zdrowia, ucałował jéj rączki, i uściskiem serdecznym długie chwile oddalenia i niepokoju sowicie opłacił. Biedna Amelia nie śmiała mu robić wymówek, taki tym razem był serdeczny, a choć czuć było jakoś od niego niebardzo estetyczny zapach gorzałki, nic mu za to nie powiedziała, acz nieprzyjemnie na nerwy jéj podziałał. Małżeństwo było w doskonałéj zgodzie, a półkownikowa kilkakroć tylko spytała go cicho: „Ja myślałam, że ty mnie już nie kochasz?“
Maks na to buchnął śmiechem ogromnym, zaczął całować, ściskać, i zmusił, aby swe drogie dla niego