Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

91
JASEŁKA.

ofiarę ze zdrowia i życia mego dla JWPana, a JWPan naigrawasz się z tego! O mój Boże!
Hrabia uśmiechnął się wzgardliwie.
— Pij i gadaj! rzekł krótko.
— Azulewicz tedy tęsknił do tego swojego Krymu i płaskich twarzy, aż tu sobie naprowadzając Tatarów, gdy sam do nich dojechać nie mógł. Co roku prawie słyszę z tabunem koni tatarskich, o które młodzież się rozbijała, przybywał do Berdyczowa i na Wołyń niejaki Mustafa Seferowicz, z długą białą brodą, w krymce i szlafroku; konie swoje zostawiał gdzieś tam na Wołyniu, a sam tu na kilka dni do Azulewicza zawsze ściągał. Chodził poważnie odziany, figura niczego; chłopcy tu za nim po ulicach biegali, gdy się jeno pokazał, bo to była osobliwość. Nawet wódki ani żadnego gorącego trunku nie pijał, kwaśném mlekiem się żywiąc pryncypalnie, o czém wiem pewnie, że hładysz zjadał. I to wiem, że ten Seferowicz z synem pańskim widział się u Azulewicza, że tam mu nagadał o swobodném życiu w Krymie i o kraju tym jak o raju. Bóg wie czém tam go kusił: może obiecał piętnaście Tatarek za żony dać, ale jestem pewien, że on z tym Tatarem umknął.
— Co ci się śni! zawołał hrabia.
— E! e! ja to mówię na pewnym fundamencie. Bo, że policya znalazła jego stary mundur na śmiecisku niedaleko rzeki, to wcale nie dowodzi, żeby się utopił. Chłopiec z sensem byłby się topił w mundurze, zwłaszcza że był chłodny czas; ale to znaczy tylko, że chciano zmyślić i zając dał susa.... Seferowicz właśnie pod ten czas tu był i razem jakoś zniknął, a na Wołyniu już mówiono mi, że z sobą miał w po-