Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

76
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

odszukać nie potrafił, nawet ojciec. Ty tylko mogłaś mu dopomódz: ty go musiałaś przechować!
— Gdybym była mogła, byłabym to uczyniła, rzekła powstając znowu panna Izabella, któréj twarz zarumieniła się krwawo; alem nie zrobiła tego co mi przypisujesz.
— A list twój?
— List oznajmił ci karę bożą, o któréj ja wiedziałam pierwsza: bom syna twojego widywała codzień, bo często karmiłam go, gdyś ty morzył głodem hartując do życia; bom go okrywała, gdy chodził jak żebrak odarty.
— Na co te próżne słowa! zawołał Herman. Wiem, że ci wspólnictwa występku nie dowiodę, że cię nie przekonam; wiem, że jestem na twojéj łasce: przyszedłem prosić i proszę o litość — oddaj mi dziecko.
— Ja o niém nie wiem.
— To fałsz!
— Moich ust — zawołała gorąco panna Izabella, zrywając się z krzesła — moich ust fałsz nigdy nie zmazał: ani fałsz słowa, ani milczenie kłamstwa, ani uśmiech zdrady. Życiem zapłaciłam to, żem nie umiała kłamać.
— Nie powiesz mi, żem i ja skaził się fałszem.
— Tak! nie kłamałeś słowy, panie hrabio, ale sercem! Byłeś ostrożny, gdym ja była nieopatrzna. Ale po cóż te wymówki? kiedy dziś dziękuję Bogu, że się gorzéj nie stało, żem swobodna, a nie twoja niewolnica, lub zabita, jak matka tego dziecięcia-sieroty, męczarnią powolną złamana. Tamta cię nie kochała nigdy, a padła od despotyzmu twojego; cóżbym ja poradziła, nimby mi się otwarły oczy? Ja nic ci nie wyrzucam, nic nie chcę; jesteśmy sobie obcy.