Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/393

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

387
JASEŁKA.

— Mój Rajmundzie, na Boga! idziemy drogą, która nas do przepaści prowadzi! Ziltuj się, pomyśl, a ręczę, że zrzeczesz się téj ofiary. Nie dotykajmy cudzéj własności.
— Kobieta jesteś — rzekł hrabia dumnie — ty tego nie rozumiesz. W każdym razie, podług moich pojęć, jestem głową domu, mam prawo rodzinną rozporządzać fortuną, zrobię jak zechcę... Radzić się nikogo nie myślę...
Hrabina zakryła twarz rękami, i gorzko płakać poczęła.
— Tegom się dożyć nie spodziewała — szepnęła cicho — takiego wstydu i upokorzenia... Ciebie! ciebiewidzieć wydziercą cudzéj własności! to gorzéj niż opłakać umarłego, niż saméj umrzeć sto razy!..
Energia, z jaką Marya pierwszy raz w życiu występowała, pomimo żelaznego uporu, wzruszyła jednak hrabiego; ale go raczéj podraźniła, rozgniewała, niżeli wpłynęła na przekonanie. Postał chwilę, ruszył ramionami, groźnie popatrzał na nią, i odszedł zatrzaskując drzwi za sobą.
Hrabina skłoniła głowę, jakby uderzona toporem, i rozpłakała się gorzkiemi łzami. Łamiąc ręce jak do modlitwy, klękła, ale się modlić nie mogła.
W takiéj postawie rozpaczy znalazła ją córka, którą smutek ten przeraził; badać jéj jednak nie śmiała. Matka pocałowała ją w czoło i silnie przycisnęła do piersi.
— Módlmy się, dziecko moje! szepnęła po cichu: Bóg nam tylko pozostał!

(Dokończenie w tomie piątym).