Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/383

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

377
JASEŁKA.

wszystko starym idzie obyczajem. Dajcie mi ochłonąć i przyjść do siebie.
— Właśnie to, wedle tego obyczaju, JW. starego hrabiego, świeć Panie nad jego jaśnie wielmożną duszą, expresse, przychodzę z rapportem jak do JW. nieboszczyka. Wszystko dobrze: w oborze, w owczarni; item w stajni. Możeby JW. pan chciał się pofatygować?
— Kiedyś, późniéj, panie Lacyno.
— Także, professor Radwanowicz czeka w bibliotece.
— Są tu konie? spytał nagle Juraś.
— A! a! stadnina paradna! odparł Lacyna.
— Każcie mi tam co młodego osiodłać.
Lacyna spojrzał, skłonił się i odszedł powoli, ale co młodego osiodłać nie było łatwo.
— Ujeżdżonych koni — rzekł zwracając się z za progu — prawdę powiedziawszy tak jak nie ma, bo JW. hrabia dla bolu w nogach nie jeździł dawno i jeździć nie pozwalał, a młode, to tyle tylko wsiadane co do wody...
— To mi wszystko jedno, byle koń młody, a nogi miał zdrowe...
Czuł się złamanym Juraś, a jedynym dla niego środkiem było, gwałtownym ruchem do sił powrócić, jak nieraz tego doświadczał.
Zdało mu się, że i teraz kąpiel powietrza, walka ze zwierzęciem, widok okolicy, otrzeźwią go i wleją mu życie nowe.
Ale nieprędko doczekał się konia, którego w sześciu mu dobierali chórem: Paweł, pisarz, Lacyna, Radwanowicz, kucharz i furman, i ledwie zdecydowali się na najpowolniejszą szkapę, na której jeździł wirtuoz.