Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/359

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

353
JASEŁKA.

nim nasycić, aby nie być zmuszoną zwracać uwagi na Anetę, która z Jurasiem już dwudziestą odbywała pielgrzymkę od ganku do drzwi sieni.
Rozmowa coraz się ożywiała,
— Doprawdy, dziwna to rzecz — zawołała Aneta patrząc na zegarek, który nielitościwie wybijał dwunastą: — dwie nieznane sobie istoty z dwóch przeciwnych świata krańców, spotykają się przypadkiem, są z sobą chwilę, zbliżają się, poznają, a potém znowu mogą nie spotkać lat kilkadziesiąt, aż w starości, kiedy zupełnie staną się innemi. Ja przynajmniéj — dodała — wspomnienie dnia dzisiejszego poniosę na długo...
Przerwała nagle.
— A jaż, pani? dodał Juraś gorąco: czyżbym mógł zapomnieć tego czarownego wieczoru? Uważałaś pani, że ludzie zawsze wzajemnie są z siebie radzi lub niekontenci?
Spojrzeli sobie w oczy: źrenice Anety pałały, Jurasia zaszły jakąś łzą wędrowną.
— Ale dla czegożby się to tak smutnie kończyć miało? dodał — kiedy nic łatwiejszego niż widzieć się poznawszy?
Aneta w milczeniu znowu zwróciła nań tylko pytające oko.
— Miałażbym i mogłażbym się spodziewać?
— Maks zdaje mi się — rzekł Juraś — niewątpliwie znajdzie port w tych stronach: nieraz go pewnie odwiedzę...
— Wówczas i my się pana u siebie spodziewaćbyśmy mogli? spytała Aneta.
— Dziękuję pani za zaproszenie; będę z niego po chłopsku, po kozacku korzystał, choćbym się miał stać natrętnym.