Po chwilce wszedł biedny chłopak, choć blady i znękany febrą, któréj drugi paroksyzm właśnie go był pochwycił; oczy jego zaczerwienione dowodziły łez nieoschłych jeszcze; zbliżył się, i schylając ujął starego za rękę.
— Drogi mój panie, rzekł: jam się ulitował nad tobą; nie uczyńże mnie zdrajcą, który pęta kładzie na zbiegłego niewolnika... Wydaję go na miłość twoją, ale nie na nienawiść i zemstę... Pomnij, że to dusza chora, że to dziecię sierota, co cierpiało wiele, że to jedyny syn twój.
— O Boże! za kogoż wy mnie macie, z temi waszemi zaklęciami! wykrzyknął hrabia łamiąc ręce.
— A oto są pieniądze wasze... dodał Martynko składając je przy nim. Musiałem je wziąć, by nie obudzić podejrzeń; ale zatrzymywać dłużéj nie mogę.
— Zostaw je sobie.
— Nie, rzekł chłopak — nie! Przyjąłbym dar od pana, bom ubogi i młody, miałbym go za ojcowską pomoc; ale dziś, tak nie mogę... Byłyby to srebrniki za sprzedane łzy przyjaciela. Gdyby nie ojciec — dodał wskazując Ottona, nie uczyniłbym tego nigdy. — On mi kazał, jemu jestem posłuszny; pełnię ślepo wolę tego, któregom przywykł za rodzica uważać...
To mówiąc, zapłakany powoli wysunął się z pokoju.
— Miałem słuszność przecię, rzekł na pół do siebie Herman. Choć mnie nie zrozumiano. Otoż jak wychowuje nieszczęście, zła dola, ubóztwo, na które syna wystawiałem umyślnie! Żaden z tych paniczów miękko chowanych, nie odrzuciłby grosza, choćby za nie wiem jaką usługę...
Nic mu nie odpowiedziano.
— A teraz — rzekł Otto — w Imię Boże, jedźmy. Mo-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/322
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
316
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.