Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

219
JASEŁKA.

— To człowiek genialny we wszystkiém ten mój Malczak! Co za pomysły! jaka głowa! nawet w tych rzeczach!
I począwszy rozważać następstwa tego, co mu Malczak proponował, skłonnym będąc do zapatrywania się na całą tę sprawę z jak najlepszéj strony, znalazł wszystko możliwém, a z wielu względów płodném w najlepsze skutki.
Życie hrabiego z powodu zaprzątnienia tém dziwactwem, które on szumnie nazywał swojém posłannictwem, upływało bardzo samotnie. Zarubińce mało sprowadzały gości, nie miały stosunków ze światem. Czuł hrabia, że to osamotnienie ze wszech względów było dla niego ciężkie, ale tyle miał dumy, że się szlachcie nie kłaniał, szukać jéj nie miał czasu, panowie zaś pierzchali od niego, przekonawszy się z jednéj strony o śmiesznościach i dziwactwie, z drugiéj o złym stanie interesów jego. Nie żyło się więc z nikim, a że hrabia miał w sobie pychę arystokratyczną i państwo potrzebujące dworu i oczu, bolał na to osamotnienie.
Zręczność właśnie zdarzała się wynijść z niego świetnie, pociągnąć ludzi, okazać się mecenasem sztuki, obrońcą uciśnionego od losu człowieka.
Jednym z powodów tego zatęsknienia do świata było i to, że Lola dorastała prawie bez towarzystwa, a hrabia troszczył się już o jéj przyszłe losy.
Należało prędzéj czy późniéj dom otworzyć, nie można było lepiéj niż w ten sposób, koncertem i balem.
Pałac mógł wygodnie pomieścić całe sąsiedztwo, o przyjęcie nie było się co troszczyć. Hrabia kazał zaraz przywołać do siebie Żółtowskiego, który i nielubiony i w przykrych z hrabią stosunkach zostając, każdego takiego powołania obawiał się, bo nigdy jesz-