Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

187
JASEŁKA.

roku zajmowali nieustannie goście ubodzy, artyści różni, a wielka sala jadalna służyła do muzyki. Fortepian, nóty, mały organek, skrzypce, wiolonczelle, różne narzędzia muzyczne w nieładzie rozrzucone, cały ten pokój zajmowały.
Tu niemal cały dzień schodził Ottonowi i jego towarzyszom, a Robów nigdy nie był pusty.
Zawsze jakaś bieda, talent, młodość marząca, garnęły się pod skrzydła ubogiego człowieka, który ostatni grosz dzielił z biedniejszym, a nadewszystko umiał wlewać siłę, nadzieję i zdrową zasilić radą.
Szumne owe błyskotliwe talenta, którym dobrze na świecie, bo się z sobą popisywać umieją i do popisu tylko są stworzone, nigdy prawie nie garnęły się pod strzechę Ottona; bo Otto jak kochał muzykę, tak znowu wirtuozów pełnych samolubstwa i zepsutych oklaskami nie cierpiał.
Zbolałe dusze i nieuznane talenta mieniały się tu ciągle: nieraz przychodził człowiek odarty, bojaźliwy po naukę, którą cierpliwie dawał mu przytulając litościwie Otto. Muzykalne zresztą kształcenie było jednym z mniejszych darów jego; więcéj daleko znaczyło nasienie poczciwe, które rzucał pełną dłonią w dusze młodych ludzi, cześć sztuki, którą ich umiał natchnąć, poczucie jéj powołania i godności, zamiłowanie ubóztwa, które podnosił do wyżyn męczeństwa.
Sam czysty i prawy, gdy tylko postrzegł i poczuł w zbliżającym się do siebie skrzywione pojęcia, a co gorsza serce już zepsute, żądzę i pragnienie chluby, oklasków, zazdrość zjadliwą, — cofał dłoń swą i zimno żegnał przybysza. W téj atmosferze zdrowéj, istoty tylko zdrowe mieszkać i żyć mogły; inni wytrzymać nie umieli: zarażony musiał się wyleczyć lub uciekać.