Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

162
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Hrabia zwiesił głowę smutnie.
— Idź sobie... rzekł do chłopca. Ale wiesz Wicku co robisz, kiedy mi to mówisz niepytany?
— A cóż? proszę pana? — zmieszał się chłopak — ja mówię, bo tu pilnowałem, a jakby broń Boże jaka szkoda...
Hrabia spojrzał mu w oczy, i przekonawszy się z wejrzenia, że chłopak nie miał pojęcia swéj winy, odprawił go skinieniem.
Około pierwszéj dano znać, że obiad jest gotów. Wedle obyczaju przyszedł Lacyna i Radwanowicz, a Paweł z założonemi w tył rękami, choć nie służył do stołu, zwierzchni dozór sprawował nad Wickiem i Marudą.
Przyniesiono skromne jedzenie, proste i wcale niewytworne, ale obfite i zdrowe. Radwanowicz odmówił benedykcyę po łacinie, napili się staréj wódki, której Lacyna zawsze odmawiał, protestując, że nigdy nie pije, i usiedli.
— Osobliwsza rzecz — rzekł hrabia po chwili — jakie to wisusy z tych naszych sług... jak to się psuje, aby tylko spuścić z oka!
— A już to prawda! pośpieszył Lacyna: nie można bez rózgi i bez dyscypliny.
— Masz wpan słuszność, poparł gospodarz. I ten Wicek, który jest u mnie przy kominie...
— E! jużbyś pan nie wydziwiał! przerwał stary Paweł: toć to najlepszy ze wszystkich; cóż on zrobił?
— Ja tam nie wiem co zrobił — mówił daléj spokojnie hrabia, — ale na wiek swój rzadko rozumny. Wystawcie sobie taki chłystek, a musi już mieć jakieś amory na folwarku, i w czasie mojéj niebytności kogoś tu sobie zapraszał.