Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

142
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— No, a ty Ottonie? bo po staremu mówmy do siebie...
— Ani myślę inaczéj. No! jam także pustelnik, tylko ubogi, ale mi z tém dobrze.
— Ja zawsze powtarzam: każdy ma to, czego chce.
— I masz słuszność, nawet kiedy tego chce, czego żądać nie powinien. Miło mi was spotkać!
Podali sobie dłonie raz jeszcze; hrabia westchnął.
— Niedaleko ztąd mieszkasz? spytał.
— Tuż za górą, domek w sadzie i chat kilka: wioszczyna po ojcu. Nicem się nie dorobił, nic nie straciłem też.
— Żonaty jesteś? nie?
— Nie! Bóg nie chciał!
— A ty?
— Ja chciałem, ale mi ją wydarła śmierć, a mogile poślubiwszy wiarę, dotrzymuję jéj. A ty?
— Jam żonę stracił.
— Masz dzieci?
— Nikogo! odparł chmurno hrabia.
Zamilkli znowu.
— Dziwnie! dziwnie! rzekł Otto: — na jednej ławie siedzieliśmy kolegami, dziś jeden prawie los dzielimy, obaj starzy, pustelnicy, samotni, skołatani; tylko jeden wlecze za sobą złoty łańcuch majątku, a drugi jak ptak — swobodny.
Spojrzał z góry na hrabiego, który w istocie przy nim się smutno i biednie wydawał, takim pokojem i swobodą jaśniała energiczna twarz Ottona.
— Nie jestże to sen dziwny, po latach tylu, z chłopaków starymi się spotkać na drugim życia końcu, przynosząc z sobą wspomnienia dzieciństwa?