Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

127
JASEŁKA.

przepychem otoczył, ledwie mu się obronić mogę; jam prosta szlachcianka, i taką pozostałam dziś jeszcze. Jakoś mi ze starym sprzętem swobodniéj i w skromniejszém mieszkaniu lepiéj.
— A, to też tu i każdemu wygodniéj i lepiéj! odparł Herman: tam już pachnie ruiną.
— Tak ci się bracie zdało na pierwszy rzut oka. Są pamiątki, których się tknąć nie godzi... trochę zmieszana odparła bratowa — tam przecie wspanialéj... Ale ja proste mam upodobania, i może trochę dziwaczę, że nie umiem gustu poczciwego Rajmunda podzielać. Nałóg!
— A! wpani go jeszcze tłómaczysz!
— Ale proszę cię, on tego potrzebuje: możnażby go o cokolwiek obwiniać?
— Zapewne — rzekł Herman — nic w tem złego nie ma, ale niedorzeczności dużo, a w życiu rodzą się z nich potém przykre następstwa.
Hrabina spuściła oczy.
— Nie mówmy o tém, pani bratowo.
— Tak, nie mówmy, przerwała żywo hrabina, starając się pokryć pomieszanie. Widzę z radością — dodała — że brat zdrów, i kiedy do nas przybyłeś, więc swobodny i dobréj myśli.
— Jam zawsze jeden — rzekł Herman — jak mnie dawniéj trochę znaliście: stary, nudny egoista, nic więcéj. Sam nie wiem, jakie uczucie mnie do was przygnało, może nudy. Chciałem zobaczyć, jak też wy we dwojgu żyjecie, kiedy mnie samemu tak ciężko.
— O! nam tu bardzo dobrze!
Ale jakaś łezka niedojrzana zakręciła się jéj w oku.
— Tak, ale to we dwoje tak wygląda, jakbyście po jednemu żyli: ty tu, on gdzieindziéj.