Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jaryna.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Trochę mniej.
— Zkądże to weźmiecie, kredytu nie macie.
— Jak to pan wie?
— Spodziewam się! komu ja nie dam, temu nikt nie da.
Ostap się rozśmiał, a śmiech ten szyderski zmięszał trochę spekulanta.
— Pan się śmieje?
— Muszę, choć nie mam ochoty.
— Cóż tu śmiesznego?
— To, że pan masz się za powiatowego Rotschilda.
Ciemierka miał już grubjaństwem odpowiedzieć, ale się jakoś wstrzymał.
— No, do interesu — rzekł — pokaż mi pan podobieństwo kończenia z wami, a skończę.
— Układaj się pan, a ja płacę.
— Ja chcę wiedzieć zkąd i jak pan płacisz! co to próżno gadać: płacę, płacę.
— Mnie się zdaje, że do tłumaczenia zkąd i jak płacę, nie jestem obowiązany! Na cóż miałbym się panu spowiadać z naszej kieszeni? Jednakże zaspokajając pana, powiem panu jak stojemy: mamy osiemkroć siedemdziesiąt pięć tysięcy długów, licząc w to niedoimki, zaległe procenta, pensje niedobrane, sztrafy prawne i koszta.
— Zgoda i na 875 tysięcy; ciekawsza rzecz jak wybrniecie z nich?
— W tych, jest długu bankowego pięćkroć kilkadziesiąt tysięcy, na obu majątkach hrabiego i hrabinej.
— Niech i tak, zostaje trzykroć siedemdziesiąt i pięć; zawsze to ładna rzecz.
— Niezawodnie, zwłaszcza dla nas. Bank płacony już od lat blisko dwudziestu, znacznie więc, bo w połowie suma pierwiastkowa zmniejszona; robimy nową pożyczkę opłaciwszy zaległe raty i na trzykroć długu naszego, zyskujemy około dwóchkroć sto tysięcy.
— Patrzaj pan! no! no! ale jeszcze sto kilkadziesiąt; tu dopiero ciekawy jestem, którędy wy z nich wyjdziecie?