Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jaryna.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pole i robota. Co to, że tobie smutno mój gołąbku; ot ja tobie powiem, że i ja w życiu nabolałem nieraz, a bywało, choć jak płaczę to do roboty idę. I przy pracy człowiek jakoś wszystko lepiej zniesie, bo i pan Bóg pracę lubi. A tak siadłszy z żalem, a lubując się w nim, to i zdrowie człowiek straci i rozum, ot i nic z tego nie przyjdzie.
Jaryna odwróciła się ku niemu: — mój ojcze — odezwała się — pozwólcie mi tak zostać; ja doprawdy nic nie mogę robić, i nie zdużam i nie spamiętam.
— A no, popróbować by! jak Bóg Bogiem, robota to lekarstwo moje dziecko.
— Na cóż mnie lekarstwo, ja nie chora?
— Co to gadać? — rzekł Kuźma trzęsąc głową. — Tobieby czas przeszedł lepiej, prędzej, a tamta pani przechoruje i Ostap powróci.
— Choćby i powrócił, ja jemu nie w głowie.
— A pocóżby się żenił?
— Ojcze rodzony, ojcze kochany, choćbym ja tobie i powiedziała, tobyś mnie nie zrozumiał i nie uwierzył. Ja i sama czuję jak to się zrobiło, a żebym rozumiała, to nie. On się ożenił, jak to powiedzieć, żeby ta pani, która go kochała dawniej, myślała sobie, że on o niej zapomniał i dała mu pokój?
— To widać on jej nie kochał, to i to dobrze!
— Gdzież tam! kto ich zrozumie! Ojcze rodzony, on ją bardzo kocha, ale kochał i męża, i nie chciał żeby się psuła. Co ja dla niego!
— Porzuć Jaryno, chodzi tobie po głowie sam pan Bóg wie co, wymysły! ani ładu, ani składu!
Jaryna zamilkła; poszła nazajutrz do ogrodu, chciała coś robić, nie mogła; wróciła na próg chaty i siedziała znowu jak przedtem.
Jesień się kończyła, a o Ostapie ani słychu, Jaryna na miejscu swojem dnie i wieczory, słucha najmniejszego szelestu, nieraz zerwie się i usiądzie znowu, zapłacze i przestanie.
Aż jednego poranka, z dziecięciem przytulonem do piersi, postrzegła idącego Ostapa: podniosła się, zaru-