Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jaryna.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lecz spocząć znużonym nogom. Czasem zastukała do chaty wieśniaczej i znalazła w niej przytułek: jej młodość, jej smutek wzbudzały litość: kierowano jej drogą, dawano chętnie chleb i radę, i tak powoli, powoli, zbliżyła się ku Podolowi swojemu.
Gdy jej pierwszy wiatr wieczorny przyniósł dym ziemi rodzinnej, gdy ujrzała swoje wzgórza i doliny, gdy poczuła żyżne a tęskne Podole, Jaryna zapłakała z radości, i choć znużona drogą poszła prędzej żeby się dostać do swoich. Szła jeszcze dwa dni i przypadkiem, przeczuciem raczej niż wiadomością, trafiła do Bondarczukowego chutoru.
Stary Kuźma naprawiał radlisko, mając wychodzić w pole: matka wybierała się stękając do ogrodu, gdy w bramie ujrzeli kobietę, której w początkn nie poznali. Ciężka droga odbyta pieszo, smutek cięższy jeszcze, zmieniły bardzo piękną Jarynę: opalona, okryta pyłem, wychudła, w zabrukanej bieliźnie, miała postać żebraczki. Blada jej twarz z wpadłemi policzki, straszniejszem jeszcze czyniła oczów czarnych wejrzenie. Kuźma podniósł głowę gdy wrota zaskrzypiały, i krzyknął:
— Boże zmiłuj się, wszak to Jaryna!
— To ja! — odpowiedziała cicho — o! to ja.
— Co tobie dziecko? sama! kto cię przywiózł. Cóż to za nieszczęście? — poczęli oboje rodzice spiesząc ku niej.
— Przywiózł? nikt — przyszłam piechoto.
— Sama jedna?
— Jak widzicie.
— A Ostap?
— Ostap, i nie wie żem poszła — mówiła ze łzami — co ja jemu!
— Jakże porzucił?
— Porzucił, nie — i nie spojrzał nigdy na mnie. Jego pani odebrała wiadomość o śmierci swojego męża — zachorowała. On przy niej dzień i noc; byłam im niepotrzebna, poszłam sobie.
— W imię ojca! — zawołał stary Kuźma i matka