Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   57   —

z chłopcem, aby posłania dopilnować, stary kawaler baraszkował z nim jeszcze, okazując humor jak najlepszy.
Co się tyczy pszenicy, nie targował się wcale, bo na nasienie kupując to nawet nie wypada; próbkę jéj przyniósł Wydra, która była czysta jak złoto, ziarna dorodne, waga dobra, czego więcéj żądać. Nazajutrz miano ją do objanika odstawić i trzeba było puścić się rankiem do Kozłowicz, bo płynąc pod wodę więcéj czasu się marnowało.
Ani śmiano, ani chciano wstrzymywać gościa, tylko panna Adela zapowiedziała mu, że na czczo nie wyjedzie, bo jest w domu i kawa i herbata, a Wydra dodał, że coś posilniejszego przed podróżą by nie zawadziło. Stanęło jednak na kawie.
Nocleg w izbie gościnnéj był dosyć wygodny, bo do niéj łóżko wniesiono i p. Paweł po podróży chrapał tak, że chłopca, który parę razy w nocy zapiszczał, nie słyszał.
W domu jak świt powstawali wszyscy, ale chodzili na palcach, sądząc, że podróżny zaśnie; pan Paweł wedle zwyczaju rano się zbudził, do czego się i muchy przyczyniły, ubrał co prędzéj, tak, że uchylający drzwi ostrożnie Wydra, zobaczył go już siedzącego. Bez ceremonii wszyscy się zaraz wtoczyli, i matka z chłopcem i panna Adela kawą zarządzająca.
Przy kawie chłopcu Mondygierd dał cukru, przypominając, że mu go w Kozłowiczach przy-