Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   10   —

wawszy odszedł, a gdy późniéj zajrzał znowu, zobaczył ją jakby uśpioną. Nie rychło pod wieczór wójt chciał ją rozbudzić i rozmówić się, ale już zastał nieżywą.
P. Paweł słuchał opowiadania nadąsany. Przy najlepszéj chęci uczepienia się do kogoś i szukania winy, nie było sposobu łajać nikogo, oprócz arędarza.
W téjże chwili wójt konnego miał wyprawić do pana assesora i straż postawić przy ciele, aby nikt go tknąć nie śmiał. Domysłowi, że to być mogła cyganka, sprzeciwiała się i twarz niemająca cery ani rysów znanych powszechnie włóczęgów, i włosy jasne na głowie i strój, a wreszcie obyczaj tych ludzi, którzy zawsze gromadkami się snują.
Rozporządziwszy tu wszystko, pan Paweł, nagderawszy na różne stare grzechy za tych, których po drodze spotykał, poszedł do dworu ciągle coś mrucząc do siebie.
Wszystkiém w Kozłowiczach rządził zegar: nadchodziła godzina wieczerzy, stół był nakryty, flaszka ze starką stała na nim, Kasper czekał tylko ukazania się pana, aby wazkę kaszki z mlekiem nieść z kuchni. Mondygierd jednak zamiast wprost do dworu, zawrócił do folwarku.
Była to rzecz niesłycłana.
Tu stara Maryna i dwie dziewki stały nad dzieckiem, które leżało rozpowite na stole, rzucało