Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hymny boleści (1879).djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Coście z łoża Hioba modlili się Bogu
Żebrząc politowania u ojców swych progu,
I ubóstwo na sercu i nędzę miłości
Znosili bez szemrania, dźwigali bez złości,
I wszystkim przebaczyli niewiarę i zdrady
Dajcie siłę wytrwania, prowadźcie w swe ślady.

Wy co z czołem skrwawioném błogosławiąc katom,
Wśród wymyślnych katuszy konając powoli,
Ku lepszym oczy wasze podnosili światom,
Co wiécie jako bratniéj ręki pocisk boli,
Wspomóżcie ze skarbnicy zasług swych kropelką,
Jedną łzą miłosierdzia jak ocean wielką.

Mężni rycerze prawdy, co z kijem pielgrzyma
Szliście duchem wiedzeni w bezdrożne pustynie,
Męczeństwa spragnionémi szukając oczyma,
Siejąc zbawienia słowo niewdzięcznéj krainie,
Padając pod kamieniem rozjuszonéj dziczy;
Niechaj duch wasz mojemu odwagi użyczy.

Imion waszych nie pomnę — któż zna te imiona?
Szereg wasz nieskończony, liczba niezliczona,
Synów boleści przeszły zastępy po ziemi,
My w ślad krwawy idziemy za stopy waszémi
O pokażcie nam drogę aniołowie stróże,
Ku krzyżowi wbitemu na Golgoty górze,
I wesprzyjcie zbłąkane utrapienia dzieci,
Niech promyk z waszych koron czoła nam rozświeci.