Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hymny boleści (1879).djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

V.
I

I} boleść jest roskoszą, i roskosz boleścią,

W każdéj kropli słodyczy piołun się ukrywa,
I każdego cierpienia szczęście jakieś treścią
Jedno się z drugiém splata, jedno w drugie wlewa.


Gdy oczy od łez zaschłe płakać już nie mogą,
Serce biciem znużone zatrzyma się w łonie,
Czuję i boleść straszną i tę roskosz błogą,
W któréj życie się całe roztapia i tonie.

Gdzie boleść się poczyna? gdzie się roskosz kończy?
Gdzie granice uczucia? gdzie dwóch światów krańce?
Dwa bieguny przeciwne, co spaja i łączy?
Czyśmy piekieł poddani? czy niebios wygnańce?

Cierpię alem szczęśliwy, — gdyby mi odjęto
Boleść błogosławioną i tę roskosz świętą,
Wolałbym śmierć nad życia zastygłą ruinę,
Bolem mrę, odradzam się i żywię i ginę...