Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Kochanie — rzekł mu na ucho — tylko nie oszalej, ostrzegam cię... bo z tego napewno nic nie będzie...


Gdy około pani Eweliny garnęło się i skupiało całe prawie towarzystwo polskie, starzy i młodzi, z pretensyami i bez pretensyj... reszta kobiet zupełnie była zaniedbana i osierocona. Czuła to mianowicie baronowa von Dorfer, która boleśnie była dotkniętą, że i ona i córka chodziły same, a nikt im nawet w smętnych, nie towarzyszył przechadzkach.
Za pierwszem spotkaniem wybierała się ostro wyrzucać to szczególnie panu Darnosze... ale ten przylgnął tak do Eweliny, że ani go można było już spotkać...
W braku innych widoków — pan Ferdynand Potomski zaprezentował się pani von Dorfer i dosyć był łaskawie przyjętym.
Jemu także ciasno i ciężko było wśród świetnego dworu czarownej owej pani... na wszelki wypadek bliżej chciał poznać baronowę i zbadać grunt...
Miał niezmyśloną chęć ożenienia... czas upływał, nic się jakoś nie nastręczało...
Baronowa ostrożna bardzo... wszakże nie pogardziła jego towarzystwem. Przynajmniej nie chodziła już tak bardzo sama.
Na pociechę zazdrosnym, a na przekorę wielbicielom Eweliny... w chwili, gdy się jej dwór coraz powiększał i groził pochłonięciem w sobie całego