Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Słowo...
— Teraz-że mnie objaśnij kto tu jest... i jakie ty masz widoki...
— Ja, dotąd żadnych... Baronowę von Dorfer nieco znając, z daleka i ostrożnie trzymam się około niej, ale nie posuwając zbytecznie...
— Rozumnie — rzekł Ferdynand. — Uczynię ci uwagę jedna jako starszy już a doświadczeńszy. Baronowa twoja wygląda, jakby się sama za mąż data occasione wydać chciała. Tu tędy sęk. Partya mogłaby być niezłą; podżyłe bowiem wdowy, przy dobrem prowadzenia ich, w rękach człowieka doświadczonego, nie są do odrzucenia... Ale córka dorasta... niepodobna ją wiekuiście zatrzymywać w domu... Ktoś przyjdzie i pochwyci. Ożeniwszy się zaś z córką znowu, nie ma gwarancyi, że matka się nie wyśliźnie i nie chapnie z sobą majątku... Gra więc niebezpieczna... ryzyko zbyt wielkie; trzebaby chyba z córką się żenić... a matkę wziąć w troskliwą kuratelę... lub...
Uśmiechnęli się do siebie dziwnie, rozumiejąc bez słowa.
— Dodam do tych bardzo trafnych uwag pańskich — rzekł rozmarzony nieco winem Wicek — iż sama pani jest zamknięta w sobie, sztywna, dumna, trudna, formalistka, arystokratka, zimna i zdradza charakter wcale nie łagodny...
— Więcej kto tam jest? — zapytał Potomski.
— A no, ta dziwna ekscentryczna jakaś a podejrzana piękność, o której mówi dziś Wiesbaden cały... stojąca właśnie w tym hotelu baronowa Ewe-