Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zy zwrócił na siebie jego oko. Znać w nim było dowódcę.
Przestroga Nikity okazała się bardzo dobrą, gdyż most pod ciężarem kolebki uginać i chwiać się począł, konie i ludzi przeprowadzono też z osobna.
Gdy się pani Zboińska zbliżyła do Podstarościego, ten postąpił kilka kroków na powitanie.
— Wielkie to i niespodziewane dla nas szczęście, że do nas jasna pani zawitać raczyła — rzekł z wymuszonym uśmiechem — daj Boże, abyśmy ją tylko dobrze przyjąć mogli.
— Aby dobrem sercem, ja na resztę zważać nie będę — odezwała się Miecznikowa — nawykłam do wszystkiego. Prowadź nas, panie Dorszak, na górny zameczek.
Zdziwił się i zwrócił aż, posłyszawszy o górnym, pan Dorszak nie sądził, aby tak Miecznikowa już oświadomioną była.
— A! proszę jaśnie pani, to pustka! Ja bym życzył u nas na dolnym się rozłożyć, tam będzie nie wygodnie, bo to od wieków nie zamieszkane i... to tam tylko szczury, nietoperze i puchacze.
Janasz spojrzał oczyma dając znać, aby Miecznikowa stała przy swojem, a ta dodała wnet:
— My sobie z niemi radę damy, ja Wacpaństwu — rzekła, kłaniając się żonie Dorszaka, która ją pozdrowiła — ja Wacpaństwu nie chcę być zawadą i wolę tam być sama ze swoim dworem.
— Pani tego pożałuje — przerwał Dorszak — to rudera są...
Nie było na to odpowiedzi, weszli właśnie w pierwsze podwórze, które też nie bardzo świeżo wyglądało. Budynek w głębi tak zakrywał wnijście na górny zameczek, że aż Jadwisia spytała: