Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szakowa — gorzej takiego spotkać, od którego życia i mienia prosić trzeba.
Niespokojnie obejrzała się do koła.
— Idźcie z Bogiem — rzekła — a milczcie. Palce położyła na ustach.
Nikita wyszedł. Nieopodal na czatach stojącą zobaczył Horpynkę, która doczekawszy się go, szybko wbiegła do pani.
Biednemu posłańcowi nie chciało się już do izby powracać, tak mu to wszystko co widział i słyszał po głowie chodziło. Czuł potrzebę sam z sobą się naradzić.
Z tej narady wyszło to, co prawie zawsze: zdawało mu się, iż lękać się tak bardzo nie było czego. Nie zastał tu wprawdzie tak dobrze, jak pragnął i spodziewał się, ale źle też nad miarę nie było. Nawykły do wypraw wojskowych po gorszych jeszcze pustkowiach, do niebezpieczeństwa, które wesoło i ochoczo się zwyciężało, niemal był rad, że tu z założonemi rękoma siedzieć nie było można. — Dorszak zły, to prawda — mówił w duchu — a jeden zły człowiek może wiele, są za to dobrzy drudzy, a nawet własna jego żona. I człowiek przestrzeżony, co wiele znaczy. Łatwo się więc mieć na baczności, a przecież nie ja sam tu będę... dopilnujemy go i nic złego nie damy zrobić... Tak sobie męztwa dodając, poszedł Nikita do starego Żyda.
— A co — rzekł, przywitawszy się — podstarości znowu na polowanie się wybrał.
Abram ramionami ruszył.
— Na polowanie! — rzekł — ale na jaką zwierzynę on poluje, tego nikt nie wie, ani dokąd jeździ. Dosyć, że go nigdy w domu nie ma. Szczęście jesz-