Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/376

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— N. Panie — rzekł Miecznik — dom też ma swe kłopoty, a mnie i to gryzło, żem z W. K. Mością pod Jazłowcem i Żwańcem być nie mógł.
— Powetujemy to — odparł król — boć to jeszcze, widzi mi się, nie koniec. Miałem za waszmości, choć już w ostatkach wyprawy jegomościnego wychowańca Korczaka, który się spisywał dzielnie.
Miecznik zamilkł.
— Musieliście go już widzieć, bom go z sobą do Żółkwi wziął, bardzo mi się podobał i dalszą jego krescytywą chcę się zająć. Wart tego.
Zboiński zmięszany nie wiedział co odpowiadać.
— Miałem go za ubogiego — dodał Sobieski, sądząc, że tą rozmową przyjemność uczyni Miecznikowi, a no, okazuje się że to chłop zamożny. Wystawił poczet, co się zowie okazały.
Stanąwszy naprzeciw Zboińskiego król, zdawał się czekać odpowiedzi: Miecznik uparcie milczał.
Poszła tedy rozmowa o tegorocznej wyprawie i o Kamieńcu, który król koniecznie chciał liberować z rąk tureckich. Zboiński się rozgadał.... i tak godzina upłynęła. A że i ks. Vota siedział i Alberti wenecyanin, który przy królu był, nadszedł, Zboiński pożegnał go i wysunął się do miasteczka.
Dowiedział się o Janaszu i to mu humor zepsuło.
— Błazen jeden, mruczał w duchu, dowie się, że tu jestem, powinien przecie do mnie przyjść z pokłonem. Cóż? będzie się na mnie boczył, żem mu do Mierzejewic jechać nie dał. Pal go diabli! Juścić ja go nie pójdę przepraszać.
Tegoż dnia jednak Janasz się nie pokazał i Zboiński z nim nie spotkał. Nazajutrz idąc do zamku, na drodze, spostrzegł Miecznik Janasza w paradnym stroju rycerskim, dążącego też na zamek. Zetknęli