Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

, jeżeli tych pieniędzy nie dostaną. Miecznikowa zaś dla prędszego oswobodzenia męża z niewoli, nietylko gotową była oddać wszystko, co w gotowiźnie w domu się znajdowało, ale spieniężyć się do ostatniej łyżki, a bodaj majętności zastawić. Niechciała więc, aby po pieniądze wracano i dała je, aby w pogotowiu były.
Ponieważ zapewne nie wiedziano gdzie się król znajdował, a na zimę miał do Krakowa powrócić, gdzie już nań królowa oczekiwała, Janasz miał na Kraków jechać, szukając tam sposobności dostania się na Węgry, gdzie się Turcy byli cofnęli i zamki trzymali.
Rano tego dnia odprawił mszę ksiądz Żudra na intencyę podróży i wykupienie Miecznika, poczem Janasz poszedł pożegnać panią, przed którą pokląkł prosząc ją o błogosławieństwo na drogę, gdyż nie można było wiedzieć pod owe czasy, jaki los spotka człowieka, w podróży i zajściach z niewiernymi, którzy słowa nie zwykli byli dotrzymywać.
Rzuciły się łzy pani Miecznikowej z oczu, bo do Janasza przywiązaną była, niemal jak do dziecka, które się w jej oczach wychowało. Ścisnęła go za głowę wzruszona i pobłogosławiła. Jadzia stała na uboczu; poszedł do niej rękę jej całując, a dziewczę miało mocy tyle nad sobą, iż nie okazało co czuło. Odezwała się tylko: — Wracaj do nas zdrów z ojcem, będziemy się za was modlili i czekali.
Głos jej zadrżał, zakryła oczy, ścisnęła Janasza za rękę i odwróciła się. Wyszedł Janasz w dziedziniec gdzie go wszyscy jeszcze pożegnać i uścisnąć pragnęli, bo kochanym był we dworze, a nie jeden się upłakał, widząc że mizerny, z ledwie przygojonemi