Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie było czasu w długą się wdawać rozmowę, dwór cały rozbiegł się, gotując na przyjęcie ukochanej pani. Przybycie jej łzy wyciskało z oczów, bo przypominało biednego Miecznika, którego tak twardy los spotkał.
Ksiądz Żudra poszedł do swej zimnej izdebki, w której mu chłopak dopiero ognia niecił. Janasz spoczął u Tulskiej, która go zaprosiła, aby się u niej ogrzał. Oczekiwano tak na panią Miecznikową, która w parę godzin, gdy już dwór cały zebrany był w ganku, nadjechała. Wojda miał czas czamarę wdziać, Tulska czepiec, pobudzono czeladź; co żyło, zerwało się na nogi. Łzawe było powitanie. Miecznikowa pytać nie śmiała — dwór nie miał odwagi odzywać się, witano tylko ściskając za kolana i popłakując pocichu. Gdy w ganku opatrzyła jejmość wszystkich, że zdrowi są i żywi, weszła dopiero na próg, z kropielnicy wody święconej wziąwszy, z modlitwą na ustach.
Wojda i Tulska szli za nią.
Wszystko było w porządku, dom się uśmiechał jak dawniej, ale wspomnienie szczęśliwych chwil w nim przeżytych, zatruwała myśl o Mieczniku. Nie śmiała pytać jejmość — oglądała się jakby szukała oczyma tego, którego jej tu brakło.
— Waszmość, panie Wojda, musisz mieć wiadomość o panu, odezwała się głosem drżącym Miecznikowa.
— Tak jest, jaśnie pani.
— Mów proszę — męztwo mam, siebie oszczędzać nie potrzebuję i chcę by mnie nie oszczędzano. Całą prawdę mówić zalecam.
— Nie śmiałbym też jej przed jaśnie panią ukry-