Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gościnność, zabrał się do miasteczka, gdzie już w gotowości stały wozy i ludzie. Wprawdzie nie mógł jeszcze bez zadychania się długo iść o swej sile, lecz z każdym dniem i godziną było mu lepiej. Miecznikowa śpieszyła teraz niespokojna. Codzień nowe przychodziły wieści o wiedeńskiej potrzebie, a o mężu od nikogo się dowiedzieć nie mogła. Jesień była dosyć sucha i pogodna, więc i wołyńskie drogi niepopsute. Na każdym popasie i noclegu spotykano przejeżdżającą szlachtę, która nowe dziwy rozpowiadała o rozbiciu Turków. Jadwisię tem cieszyli jakby już Kamieniec i Podole z rąk ich były wyrwane, drudzy zemstę srogą zapowiadali. Godzili się jednak na to wszyscy, iż odniesione zwycięztwo było chlubą wielką w oczach Europy i mogło podnieść na nowo sławę rycerstwa.... O kilku już poległych pod Wiedniem wiedziano, o kilku rannych z przedniejszych dowódzców i osób przy królu zostających, tylko o Mieczniku było głucho.
Ksiądz Żudra powtarzał, iż to właśnie najlepszém było, iż nowin nie mieli żadnych.
Miecznikowa wzdychała i modliła się. Tak ciągnąc się a coraz bliżej będąc znajomych okolic, na noclegu w karczmie na Podlasiu szczęśliwie trafili na sąsiada. Był nim stary pan Chorąży Bielski, przyjaciel Miecznika, gospodarz i prawnik wielki, człek dobry i znany, lecz zrzęda i nudziarz a robigrosz, zakłopotany nieustannie swemi folwarkami i interesami. Chorąży miał nadzwyczajną ochotę nabywania ziemi i majątków, kupował co tylko mógł, często bez pieniędzy, wykręcając się rozmaicie, nie zawsze wychodząc szczęśliwie, a na stare lata nabrawszy na głowę kłopotów co niemiara. A że majętności te bardzo były rozrzucone, Chorąży nie-