Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uczuciu temu dała wzrosnąć do takiej gwałtowności. Żałowała córki, lękała się męża, przypomniał się jej Kasztelanic, słowem czuła się znużoną i niepewną tego, co ma począć, modląc się, aby Bóg zesłał radę i ratunek. Z tą nieszczęśliwą miłością sama nie wiedziała jak ma walczyć, a niemniej pokonać ją musiała. Cóżby to powiedział Miecznik, gdyby mu na myśl przyszło, że ubogi sierota wykradł mu jego skarb jedyny!
Radaby była wyspowiadać się z tego, szukać rady pani Miecznikowa, a niemiała nikogo komuby się zwierzyć mogła. Ks. Żudra nie był wcale właściwym do takiej sprawy powiernikiem.
Podróż cała zwichniętą też została tym niespodziewanym wypadkiem. Liczyła już dni, gdy się znajdzie w Mierzejewicach, teraz trzeba było może czekać tygodnie na ozdrowienie Janasza, lub przynajmniej na to, by go uspokojonym porzucić można, tak aby mu nie zagrażał powrót choroby.
Jadzia ledwie wróciwszy do gospody, pobiegła niemal zawstydzona do swej bokówki i tam upadła na łoże, modląc się i płacząc. Obawiała się łzy pokazać przed matką.
Nim wieczór nadszedł, dwa razy miano wiadomość z klasztoru. Przybył Sieniuta od brata i doniósł, że chory się przebudził i długo dosyć mówił z Nikitą, że się miał widocznie lepiej. — Potem przybył sam Nikita z weselszą twarzą, zapowiadając także iż „panicz“ daleko teraz nawet pod wieczór, czuł się silniejszym i jakby z grobu powstał, bo już się ze światem pożegnał był na wieki. Zabrawszy dla chorego co tylko sądził, że mu potrzebnem być może, wybrał się do niego na noc i miał już odchodzić, gdy Jadzia potajemnie wybiegła i szepnęła mu