Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nieprawda — rzekł drugi...
Wzdrygnął się rudy i musiał konia mimowolnie pocisnąć nogami, bo przed nim skoczył, za co go ściągnął bez litości bizunem i osadził.
— Kto wy? wrzasnął na głos... jak śmiecie!..
— Nie gorącujcie się, zawołał śmiejąc się posłaniec.
— Ja tu pan!
— Nieprawda! powtórzył drugi.
Oczy rudemu krwią zabiegły...
— Mów coś za jeden...
— Ja tu na drodze z wami rozhoworu prowadzić nie potrzebuję — rzekł spokojnie zagadnięty.
— Chcecie wiedzieć com za jeden, jedźcie za mną na zamek, powie wam Podstarości...
— Jaki Podstarości?
— Ponoś jakiś Dorszak.... niedbale dodał podróżny.
Na chwilkę zamilkł rudy...
— No, to ja jestem podstarości Dorszak...
Jeździec odwrócił się, uśmiechnął, czapkę zdjął... i nie powiedział nic.
— Co to jest? w jaką to grę z sobą gramy? podchwycił Dorszak...
— W żadną — rzekł drugi — jadę do pana z listem od Jaśnie Wielmożnego Miecznika.
Słowa te zmięszały nieco pana Dorszaka, na pozór się uspokoił i złagodniał.
— Także gadajcie! zawołał — ja — ja tu pan jestem z ręki Miecznika. — U nas się ludzi luźnych włóczy dosyć, porządku pilnować muszę.
— Toć nie mówię nic — rzekł posłaniec — alem was nie znał.
— Jedźcie za mną do zamku...