Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A! mnie się wcale na sen nie zbiera, westchnęła Zboińska.
— Ale pannie Jadwidze pewnie piękne oczki się kleją.
Nazwanie pięknemi jej oczów, zdało się oburzać Jadzię, która zdziwioną i dumną minkę zrobiła.
— O! mnie się wcale spać nie chce, gdy drudzy dla nas czuwać muszą, rzekła spokojnie, prędzejbym na basztę poszła gdzie się przyglądać.
— Na nieszczęście nie widać nic a nic, oprócz ciemnej jak piekło nocy, odezwał się kasztelanic nieco zbliżając się do Jadzi, która powoli oddalała się w miarę jak ku niej postępował.
Spostrzegłszy to Jabłonowski, stanął, pokręcił wąsika, nie nawykł znać był do tak surowego obejścia. Matka też znajdowała go niewłaściwem w Jadzi, gdyż chętniejby zbliżeniu się pomogła niżeli zaszkodziła.
Kazano przynieść wina, którego był jeszcze zapas, znalazł się piernik toruński i Miecznikowa rada była, że gościa czem przyjąć miała. W tem nadszedł i ksiądz Żudra, pot ocierając z czoła.
— Cóż Janasz? spytała Jadzia, podchodząc, z widoczną niespokojnością.
— No, teraz już nic — odpowiedział ksiądz Żudra, jakoś mi się udało go uspokoić. Na pierwszy okrzyk, który się dał słyszeć, zerwał się był, ubrał i wyskoczył na wschody, opaski mu z ran pospadały, krew zaczęła uchodzić, i ledwiem go zmógł, że na pół omdlały, dał się do łóżka położyć. Przez cały czas, gdy trwała wrzawa, na siłę go mogłem przytrzymać, bo się jak szalony wyrywał, dopiero gdy ucichło, mogłem go gwałtem do łóżka zmusić