Nazajutrz Julka wstała; nie była ona zupełnie zdrową, lecz choroba odeszła, zostawując tylko ślad po sobie... osłabienie. Dłużej nie mógł już wytrzymać Edward, pasując się z sobą, nie potrafił wymódz na sobie zachowania tajemnicy. Wieczorem, gdy sami tylko zostali, zbliżył się do Julki, wziął ją za rękę i przyciskając do serca... rzekł:
— Juljo, na coś to przedemną taiła, za cobym dał życie?
— Co? — krzyknęła przestraszona Julka, — ja taiłam przed... tobą? ja?
— O! umiem ja ocenić twoje poświęcenie mój aniele, zawołał, — postrzegłaś moją miłość, chciałaś mnie z niej wyleczyć i udawałaś żeś jej nie podzielała.
— Ja? ja? na Boga! cóż to, — wołała Julja. — Cóż się stało? jakim sposobem? ach!
— Gdyś była chora, wszystko powiedziałaś w gorączce, wszystko słyszałem, wiem wszystko.
I ukląkł przed nią, całując jej ręce. Julja tak była przestraszona, przejęta, ździwiona, pomieszana, że długo słowa wymówić nie mogła.
— Stało się! Bóg tak chciał! — zawołała, — zginęliśmy! O! nieszczęśliwa!
Te wyrazy płacząc powiedziała.
— Cóż ci to jest? — spytał zmieszany Edward, — co ci jest? czego płaczesz? Wstyd ci? Jest-że wstydem pokochać... Któż drugi jak ty kochaćby potrafił? Juljo! uspokój się!
Ona rękoma twarz zakryła i płakała.
— Na Boga, na wszystko zaklinam cię, — zawołał Edward, — uspokój się, ulituj nademną. Chceszże iżbym się skarał za to, żem ci to nieostrożnie powiedział. Juljo,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historja o bladej dziewczynce z pod Ostrej-Bramy.djvu/79
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.