Dziewczynka temi słowy zdziwiona, nabrała odwagi od nich.
— Jutro wieczór u Ostrej-bramy... pod Obrazem; będzie święty świadek rozmowy, a ja nie tyle się będę lękać.
Mam-że mówić o niespokojnem oczekiwaniu jutra Edwarda?... nie, szeroko o tem piszą tylko ci, którzy sztukować się muszą rzeczami oklepanemi, którzy w braku ładunku prawdziwego, pakują balast nic nieznaczący: my (nie wyrzekając się nadal, bo to ludzka rzecz) damy temu, ten raz przynajmniej, pokój.
Jak tylko dzień zmienił się w wieczór, który wieczorem z biedy tylko nazwać było można, bo jeszcze zmierzchać nie poczynało, Edward poleciał do Ostrej-bramy. Zastał już tam Julkę, która klęczała i modliła się, mając przy sobie w chustce zawinięty cały swój sklepik, tylko co z zydelka zdjęty. Szanował Edward modlitwę i stanął z daleka: jeszcze też ulica nadto była ludna, aby nie narażając się na śmieszność, na dziwaczne przechodniów domysły, można było usiąć do rozmowy pod oczyma owego świata miejskiego, który sam zepsuty, we wszystkiem widzi (tam nawet, gdzie go nie ma) złe tylko. Powoli też ruch ustawać począł, Julka skończyła modlitwę i obejrzała się.
— Dobry wieczór — rzekł Edward.
— Dobry wieczór — odpowiedziała smutnie.
— Dziękuję ci za dotrzymanie słowa.
— Nie ma za co — odezwała się — prawdziwie, teraz jakem się namyśliła...