Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dalipan, to lubię — dodał — to lubię — to przecie jest kobieta co z siebie żartować nie da... Aż mnie piecze, żeby tę historyą z blizka widzieć, panie Eligi — hę! jabym z wami pojechał?
Pzecież asindziej sam widzisz, że to nie może być — odparł stryj, o tém i mowy nie ma.
— Myślisz asindziéj?
— A pewnie... Jeszczeby z tego gadanie wynikło, toby jéj sprawę popsuło.
— To prawda, odparł zamyślony Trzaska. Jechać z wami nie ma sposobu — jednakże gdybym ja też miał interes do Drezna i tym samym gościńcem musiał tam dążyć, nikt mi tego zabronić nie może.
Pan Eligi śmiać się począł. — Daj jegomość pokój, rzekł, ona w takim humorze, że jéj by się to nie podobało, a herod-baba bez krucic nie stąpi.
Pośmieli się tedy i na tem miód i rozmowę skończyli. Nazajutrz skoro świt, kolebka pani Zygmuntowéj ze stryjem Eligim i całym dworem w dalszą ruszyła drogę. Trzaska stał w ganku i patrzał długo za nią, zdając się coś rachować... O południu poszedł do matki.
— Muszę, jejmościuniu dobrodziejko, do Warszawy jechać. Referendarz mnie umyślnym wzywa i pisze abym rączki pani Stolnikowéj ucałował, a na dłuższy pobyt się wybrał, bo tam coś około naszéj sprawy zakrzątnąć się mają.
Niesprzeciwiała się matka wcale, wybór w drogę był krótki, i pan Trzaska, przed wieczorem już był