Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a Bogiem stryj Eligi daléj jak do granicy szlązkiéj nic nie wiedział, jego świat się tam kończył; jednak chcąc synowicę nastraszyć, jął jéj opisywać, że tam i góry i pustynie i rzeki wpław przebywać było potrzeba....
Słuchała z wielką uwagą, a na każdą rzecz miała jedną tylko odpowiedź: Przecie tamtędy ludzie jeżdżą? Stryj temu zaprzeczyć nie mógł, ruszała więc ramionami z uśmiechem — Tamtędy wszakże licho mojego Zygmunta poniosło; kiedy on się dostał, i ja dobić się muszę!
Stryj Eligi przebąkiwał coś o rozbójnikach w Tarnowskich górach, Elżusia z zimną krwią dodała. — Trzeba dobre pistolety wziąć.
W końcu widząc ten upór niezłomny, już stryj rachował tylko na ostygnienie, — że gdy refleksya przyjdzie, owa odwaga i animusz ustąpić muszą... Tak dojechali do Wólki Okóniowskiéj. W domu był stary ojciec, jejmość matka i jedna z sióstr zamężnych, bo już były pod ten czas wszystkie za mąż powydawane. Skoczyła pani Zygmuntowa z wózka, a miała na sobie opończę grubą od wilgoci i buciki węgierskie na nogach — zrzuciła wierzchnią odzież i wbiegła do rodzicielskiego domu, na którego progu zdało się jakby ją nowy gniew i rozpacz opanowały. Ojciec i matka wyszli na jéj spotkanie.
— Wiecie, łamiąc ręce zawołała odedrzwi zaraz — wiecie co mnie spotyka?
Ten, łotra kawał, Zygmuś, którego mi jakaś fran-