Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

radzać, stryj Eligi płakać, przyjdą przypomnienia, obawy, refleksye... nie będzie z tego nic, lub jeszcze trzy lata i kobieta się (taka śliczna) wymęczy i wy będziecie pokutowali!.. Tu nie ma co myśleć, trzeba attakować! Wypatruj chwili i nie opuszczaj...
Gdy Zygmunt tak podbudzony wrócił do sali w któréj żonę posadził i gdzie się ją znaleść spodziewał, już jéj tam nie było... Napróżno oczyma szukał, chodził posunął się daléj, obszedł kąty wszystkie — nigdzie Elżusi ani śladu... Ubodło go to sztrasznie stanął przy uszaku i zadumał się...
— Co tu począć?
Wtém patrzy, z drugiego końca daje mu znaki pani Bartochowska.
— Pani łaskawa — nie ma jéj! zawołał Zygmunt.
— A no nic, nic — nie obawiaj się — powróci zaraz, szepnęła poczciwa kobiecina: potrzebowała trochę ochłonąć, bo była niezmiernie wzruszona. Siedzi w pokoju panny młodéj... daliśmy jéj wodę pić i wódkąśmy lewandową otarli... Bardzo wzruszona była — ale bądź dobréj myśli... wszystko się ułoży... kiedy popłakała... to upór w niéj złamany...
Po krótkiéj téj rozmowie, Piętka już stał i czekał.
W drugim pokoju Mioduszewski się kręcił z Borodziczem.
— Trzeba tę kobietę znać, mówił cicho do niego — ona go kocha, onaby może i rada, aby się to wszystko skończyło i zapomiało — ale dumy i troszkę uporu złamać w sobie nie może.