Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

o furmanie wątpię, by dziś kogo innego prócz Morfeusza woził...
— A cóż państwu z tego, gdyby się kto z nas nieużytecznych widzów pozostał? — dodała pani Piętkowa: tak z nami jak bez nas... Do tańca nie pójdziemy, a bez smutnéj twarzy, wesołym będzie lżéj.
— Dziś bo smutnéj twarzy tu nosić się nie godzi — przerwał Mioduszewski...
— Zkądże wziąć wesołą? odparła Elżusia...
W czasie téj rozmowy, która się tak jakoś wiązała szczęśliwie, Eligi zadumany opuścił sztukęmięsa, zaniedbał bigos, i wydawał się zupełnie bezprzytomnym. Po ostatnich słowach Elżusia zwróciła nań uwagę.
— Czemu stryj nie je? spytała go.
— Zapomniałem! naiwnie rzekł Eligi...
Borodzicz, koło którego półmisek właśnie przechodził, wziął talerz nieszczęśliwego i nałożył mu sporo bigosu około którego wprawdzie na pozór krzątać się począł stary, ale co chwila zapominał się i na Zygmunta to na jejmość spoglądał.
— Patrzą na siebie jakby nigdy nic! mówił w duchu. Elżusia się śmieje! temu się oczy iskrzą! Co to jest?
W istocie nie było nic, tylko pani Zygmuntowa znajdowała nieprzyzwoitém milczeć i kwaśną okazywać minę, choćby człowiekowi, z którym się rozstała, a Zygmunt nie pochlebiając sobie, ażeby to jakie następstwa mieć mogło, korzystał z pogodnéj