Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A ja od tego nie odstąpię! Jedziesz zemną lub z Borodziczem — a jechać musisz...
— To mi dobry! rozśmiał się Piętka...
— Przyjacielowi staremu, który prosi, aby krewnéj jego, sierocie uczynić ten honor i domek szlachecki zaszczycić... nie odmawia się.
— Ale ja tam po co? zapytał Piętka — do kieliszka już nie jestem jakim byłem, do kobiet niemam smaku... a choćbym go miał, tom się im na nic nie zdał, ni kawaler, ni wdowiec... nietoperz taki do tańca nie pójdę, gadać nie umiem, starzy znajomi zapomnieli o mnie... nowych stosunków robić nie myślę...
— Mów sobie co chcesz... a jechać musisz...
Jął go tedy ściskać, modlić, namawiać.
— A Borodzicz jedzie? spytał Piętka.
— Jeśli ty, to i ja! — odezwał się zagadnięty.
Rzecz była jak ułożona — wesele odbyć się miało za dni kilka, tymczasem zabierano się polować... a Piętka chodził i poglądał na swój dwór z daleka, niemal codzień spędzając tak godzin parę.
Stryjaszek Eligi, zawsze niespokojny, dowiadywał się różnemi sposobami, czy sobie Zygmunt już nie pojechał — radby się go był pozbył co rychléj. Chłopaki, których pod różnemi pozorami posyłał do dworu, przynosili mu tę niefortunną zawsze wieść, iż o wyjeździe p. Piętki ani słychać nie było.
— Jednak on tu nie darmo pod bok nam wlazł, i siadł i siedzi? rzekł Eligi — w tém coś jest! Coś jest!... a najlepsi przyjaciele i sąsiedzi, Mioduszewski