Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kawie, tak jednak, jakby o kimś obcym, o cudzym chciała się dowiedzieć.
— Pani prędko wrócisz do domu?
— Ja? zawołała jakby budząca się Elżusia — ja! — a pojadę zawewne w tych dniach — nie pilno mi — nie pilno. — Słyszałeś pewnie pan, że siostra moja Katarzyna przed miesiącem zmarła — została po niéj sierota, córeczka... wzięłam ją do siebie, nie będę sama...
Odwróciła się do okna... popatrzała w ogród, i wysunęła się z pokoju.
W istocie w kilka dni potém oboje państwo Okoniowie i stryj Eligi, przeprowadzali Elżusię na jéj dawne, a dziś nowe dla niéj gospodarstwo. Mioduszewskiego opieka nad niém tak była skuteczna, że tam wszystko znaleźli w jak najlepszym stanie. U niego samego pogniły kopy w polu, ale u Elżusi suchuteńko zebrano, zorano i posiano w porę. Okoń stary obszedł całe gospodarstwo i wrócił bardzo zadowolony z niego, z wioski, a nawet, jak się zdawało i z tego, że zięcia tu nie było.
Rozpoczęło się potém wdowie życie pani Elżbiety, bo ją powszechnie w sąsiedztwie słomianą wdówką zwano, życie osobliwsze, pracowite, surowe, jednostajne, niezmiernie czynne i bardzo smutne. W domu rzadko kto teraz bywał, gdyż jejmość niebardzo kogo chętnie, oprócz familii, przyjmowała... Cała była zajęta sierotką i jéj wychowaniem, gospodarstwem i ogrodem. O panu Zygmuncie jakby zmarł, nie wol-