Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Otoż tak — dodał Zygmunt: — wioskę mi sprzedajcie; powiem, żeście mi byli przyjacielem. Ja wam wierzę jak bratu... dam wam plenipotencyę jaką chcecie do sprzedaży, przed saskim harcapem... czy peruką... Co osądzicie, że warta, niech da kto chce... Długi popłacę... i...
Zamyślił się ponuro stanąwszy pośrodku izby.
— To tam reszta się potém obmyśli — dodał. Z łaski waszéj będę miał co jeść póki mi nie przyszlecie pieniędzy... długi popłacę — powtórzył.
— Ileż tam tych długów? spytał Borodzicz.
— Ba! żebym to ja wiedział — rzekł Zygmuś — większa ich część po pijanemu się robiła, a zapisywać wydatki czy rachunki? od tego mnie pan Bóg strzegł. Tego nigdy w życiu we zwyczaju nie miałem — to niemiecka inwencya!
— Przecięż — praeter propter? powtórzył Borodzicz...
Praeter propter tyle że... Słuchaj Dziemba? jakeś ty tu przybył, czy były długi?
— Zdaje mi się, że nie, boć były pieniądze — odezwał się Dziemba z kąta —
— Ale ba! pieniądze pożyczone!! a od tego czasu jak przybyłeś, co przyrosło? ty nie liczyłeś?...
Julek ramionami ruszył: — Nie liczyłem, zastałem tu pod Trębaczem, że konie żłoby gryzły, a chłopak płakał głodny... a potém... Byłyć pieniądze u pana, i dopożyczały się, a mnie co do pańskich wydatków?...