Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z własnéj woli, za najszczęśliwszego się mając, iż mu dano pozwolenie i błogosławieństwo.
W taki sposób się tedy pobrali. Łowczy Panu Bogu dziękował iż syna postanowiwszy i gospodarstwo mu zdawszy, a sobie tylko mały leśny folwarczek zostawił, o jego przyszłości spokojnie zasypiać może. A no jeszcze się był snadź nie wyszumiał dosyć. Z razu wielka miłość była między młodém małżeństwem, tak że o mało Elżuni nie zjadł. Szalał za nią, w domu siedział, gaspodarstwa pilnował i mało co nawet wyjeżdżał, chyba do rodziców, albo do Okóniów. Elżunia korzystając z tego przywiązania mężowskiego, zaraz w ręce wzięła domowe sprawy i gospodarstwo i rząd i klucze, ale tak nieznacznie, iż to sobie Zygmunt raczéj za łaskę uważał, niż za krzywdę.
In tractu pierwszych lat pożycia, najprzód łowczyna zmarła, a jak to u nas nader się często między szczęśliwemi małżeństwami trafiało, mąż do niéj dziwnie przywiązany, wkrótce zasłabł, zatęsknił się i poszedł za nią.
Zygmuś też z wielkim żalem po rodzicach, bo serce miał dobre i kochał ich gorąco, sprawiwszy pogrzeb, począł na całym majątku gospodarzyć, a w onym wielkim smutku swoim potrosze się rozrywać. Już to złém było, iż mu żona i dom nie starczyły rozrywką, bo do sąsiadów się wyrywał, do Krakowa jeździł i tygodniami tam siadywał z wesołymi towarzyszami, wreszcie bez potrzeby do War-