Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zał. Zaprzysięgali niektórzy, iż to była stara, odnowiona tylko znajomość...
Zygmunt wciąż dumał co z nią począć. Passya dla Francuzki chwilowo go opuściła... nie spodziewał się nigdy żeby takie za sobą pociągnąć miała następstwa... Mówił sobie, że przesycony nią do domu powróci, całusem sprawę zagodzi — i pójdzie wszystko po staremu. Z razu nie zdało mu się, żeby Elżusia mogła zbroić coś nawet dla łask królewskich — teraz powoli przychodził do tego, iż wszystko było możliwe. On ją porzucił, mogła ona też powiedzieć sobie, iż jéj się z pod jarzma wyrwać wolno i bujać po świecie... Co tu począć? powtarzał... Z razu na myśl przychodziło, rzucić tu te amory zgniłe, zabrać żonę i powracać do domu; — ale — dyabeł w nim palił jeszcze, odzywała się passyjka, szkoda było łajdackiego żywota wśród rozpasanéj młodzieży, szkoda Duparc, — a na wsi takie nudy!! — Pomyślał potém by zebrać garść ludzi, żonę schwycić i z Dziembą ją do domu wyprawić, a samemu tu zostać. — Gdzież znaleźć pomocników? a w domu, też Okónie, napadliby i odebrali... Zresztą wiedział o tém, że z Elżusią wcale łatwo nie było. I ona się tak gołą garścią wziąćby może nie dała...
A możeby się pójść stanąwszy oko w oko rozmówić! i...?? Ale do czego prowadziła taka rozmowa? do zajadlejszéj kłótni jeszcze? Myślał długo i poszedł po radę do butelki powtórnie... Za czwartą szklanką pożądany nastąpił skutek... w głowie zro-