Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Grzechy hetmańskie.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wśród rozlegających się wiwatów, ruszył z dziedzińca, długo gnany szyderskiemi okrzykami.
W czasie zajazdu, który w istocie odbył się bez krwi rozlewu, bo co żyło pierzchło w zarośla, ogrody i na wyżki po szopach, Paklewskiego trzymano na uboczu. Dano się wymknąć pani Kunasewieczowéj i dwóm jéj synom, którzy jednak, za rusznice chwyciwszy, parę strzałów dali, nikogo nie raniąc.
Nade dniem szeroki dziedziniec i otaczające go zabudowania wystawiały obraz wielce malowniczy..
Szlachta obozowiskiem się położyła w pośrodku, z końmi, wózkami, czeladzią, w najrozmaitszych strojach i uzbrojeniu najfantastyczniejszém.
Wiedziano, jadąc, zawczasu, iż walki żadnéj spodziewać się nie było można, a huk i wrzawa starczy do wypłoszenia garści ludzi, jaka się tam znajdować mogła; żartobliwa więc szlachta wybrała się gdyby na uciechę z taką bronią, która od wieków dnia nie widziała. Powywlekano naumyślnie z lamusów, ze szpichrzów, ze strychów, co było zbroi osobliwych, połamanych, wiążąc je sznurkami, rzemykami, zesztukowując niewiedziéć po jakiemu.
Wyszły na plac i kirysy, i kolczugi, i misiurki, które nastrzępiono koguciemi piórami, podobywano kołczany, łuki po Tatarach, samopały odwieczne, siekiery, miecze przepotężne, co kto miał najcudaczniejszego.
Niektórzy sobie i do siodeł poprzypinali skrzydła, inni konie postroili w kobierce jaskrawe i kulbaki zdawna zarzucone. Po dniu to wszystko wyglądało tak pociesznie, że patrząc na się, rycerze się za boki trzymali. Włócznie ogromne, malowane czerwono, powbijane w ziemię z chorągiewkami, wpośrodku obozowiska, z zawieszonemi na nich tarczami, dopełniały obrazu dziwacznego. — Powytaczano beczki na dziedziniec, postawiono stoły, postarano się o przyjęcie tego pospolitego ruszenia, aby choć część jego zatrzymać, gdyż, pomimo podpisanego dokumentu, niedowierzano Podkomorzemu.
Szóstak radził, aby załoga jakaś, na kilka przynajmniéj miesięcy, w Bożyszkach pozostała, pókiby Kunasewicz nie wydychał gniewu i pragnienia zemsty.
Paklewski, wśród tego pustego dworu, równie opróżnionych szpichrzów i stodół, znalazł się ledwie nie w przykrzejszém, niż był, położeniu. Majątek, gospodarstwo, tysiączne w początkach nieuchronne wydatki, wymagały pieniędzy, których niemiał. Lecz wieczorem zaraz pierwszego dnia Szóstak zaproponował wziąć Bożyszki ze wsiami przyległemi w dzierżawę, dwór zostawując Paklewskim.
— Jest to i z tego względu lepszém — rzekł do Teodora — że ja mojéj dzierżawy bronić będę musiał, kontrakt wniosę do akt, a Podkomorzy, gdyby i miał ochotę odwetu, nie rychło się na mnie odważy.
Było to dobrodziejstwem dla Teodora, który natychmiast do matki wyjechał, aby jéj żywemi usty opowiedziéć, co się stało.
Rotmistrz na wyjezdném podszepnął mu: — Naprzód do matki, a potém do